Po porażce z Francją Polacy zakończyli przygodę na tegorocznym mundialu. A jak spisali się piłkarze urodzeni w województwie śląskim?
Podopieczni Czesława Michniewicza w ostatnim meczu pokazali, że są w stanie grać miły dla oka futbol. Być może zeszła z nich presja, dzięki czemu grało im się nieco łatwiej, a na pewno przyjemniej. Wcześniej w fazie grupowej mieli do wykonania pewne zadania, bez których z pewnością nie byłoby historycznego, bo pierwszego od 36 lat awansu do fazy pucharowej mistrzostw świata.
Nasze „Orły” w meczu otwarcia mieli nie przegrać z Meksykiem – zremisowali więc bezbramkowo, następnie mieli wygrać z Arabią Saudyjską – tak też zrobili. W ostatnim meczu fazy grupowej mieliśmy spróbować urwać punkty Argentynie lub przegrać jak najmniejszą liczbą goli – to również się udało. Do meczu z Francją podchodziliśmy w roli „underdoga”. Już nic nie musieliśmy, tylko mogliśmy.
Przed startem mundialu pisaliśmy na temat Ślązaków obecnych w reprezentacji Polski. Czesław Michniewicz powołał bowiem na tegoroczny turniej 26 piłkarzy, z których aż ośmiu wywodzi się z województwa śląskiego.
O ile Łukasz Skorupski, Mateusz Wieteska, Kamil Grabara czy Szymon Żurkowski nie mieli okazji zagrać ani minuty, o tyle kilku Ślązaków, na czele z Kamilem Glikiem i Jakubem Kiwiorem grało w Katarze pierwsze skrzypce. A na przykład Jakub Kamiński został w pewnym sensie objawieniem naszej kadry.
Niemniej najwięcej minut na mundialu rozegrał wspomniany Kamil Glik. Były kolega klubowy Kyliana Mbappé zagrał we wszystkich spotkaniach od pierwszej do ostatniej minuty. Jak sobie poradził? W dwóch pierwszych meczach spisywał się raczej bez zarzutu. Jednakże z Francją oraz z Argentyną widać było, że niezbyt mobilny obrońca ma problemy z dynamicznymi atakami.
Wtórujący mu Jakub Kiwior tylko w meczu z Francją opuścił boisko na kilka minut przed końcem podstawowego czasu gry. Dla 22-latka był to pierwszy tak wielki turniej, nic dziwnego, że miewał na nim gorsze momenty. W zasadzie w każdym meczu zdarzyło mu się popełnić dość poważny błąd. Szczególnie w meczu z Argentyną, kiedy na przykład chcąc podać do tyłu, niechcąco podał do jednego z rywali.
Jakub Kamiński, jak już wspomniano, to z kolei objawienie tego mundialu. Wyszedł w pierwszym składzie w meczu z Meksykiem, starał się napędzać nasze ataki, których co prawda w fazie grupowej było jak na lekarstwo, ale ogólnie rzecz biorąc chęci i zaangażowania młodzieńcowi odmówić nie można było. W meczu z Arabią dał całkiem udaną zmianę, nieco gorszą z Argentyną, ale z Francją znów zagrał od pierwszej minuty i tym razem zachwycił. 20-latek nie dał sobie w kaszę dmuchać, a najlepszym potwierdzeniem jego świetnej dyspozycji była siatka założona Theo Hernandezowi.
– Byłem pod grą, starałem się szukać nieszablonowych zagrań, robić przewagę na boku. Czasami udawało się to robić, w niektórych momentach ta dokładność mogła być lepsza. Dzisiaj chyba każdy zagrał na dobrym poziomie – podsumował swój występ Kamiński.
Ostatnim Ślązakiem, który wystąpił na mundialu w Katarze jest Arkadiusz Milik. Napastnik Juventusu spędził łącznie na murawie 101 minut – 4 z Meksykiem, 70 z Arabią i 27 z Francją, z Argentyną całe spotkanie obejrzał z perspektywy ławki rezerwowych. Warto też odnotować, iż z Arabią dostał żółtą kartkę.