22 gole obejrzeliśmy w minionej kolejce. Dla kogo 13. seria gier okazała się szczęśliwa, a dla kogo pechowa? O tym w tekście poniżej!
Zasłużone zwycięstwo Stali Mielec. Mielczanie już w piątej minucie za sprawą świetnie wykonanego rzutu wolnego i wykończeniu Mateusza Matrasa (a w zasadzie Lebedyńskiego, który nabił kolegę z drużyny) objęli prowadzenie. Niespełna pięć minut później mogli to uczynić ponownie, ale tym razem zareagował VAR, który ostatecznie nie uznał gola Piotra Wlazły.
Z minuty na minutę coraz mocniej kielczanie zaczęli dochodzić do głosu, ale nie potrafili udokumentować swojej przewagi golem. Zamiast tego mieli okazję obić obramowanie bramki, a także dać się wykazać Bartoszowi Mrozkowi. W doliczonym czasie gry pierwszej odsłony przepięknym trafieniem zza pola karnego popisał się Said Hamulić, który po raz kolejny w tym sezonie zachwycił swoich kibiców.
Wynik nie uległ już zmianie i mielczanie odnieśli trzecie zwycięstwo z rzędu i trzecie dwoma golami różnicy – 2:0 z Miedzią, 4:2 z Pogonią i 2:0 w piątek z Koroną.
Legia grała w piłkę, budowała wiele akcji, ale gola więcej zdobyła Wisła Płock. Po pierwszej odsłonie mieliśmy bezbramkowy remis. Na pierwszego gola musieliśmy czekać do 56. minuty, kiedy to Wisła popisała się fenomenalną akcją od własnego pola karnego. Od golkipera do Lewandowskiego, który wykończył wrzutkę z półprzestrzeni autorstwa Rafała Wolskiego. Wcześniej, co warte odnotowania, wiślacy wymienili piętnaście podań. Choć malkontenci i tak powiedzą, że akcja ładna, ale pressing Legii to inna, i to skandaliczna, sprawa.
Warszawianie świetnie zareagowali na stratę bramki. Niespełna dziesięć minut później Josue wyrównał z rzutu karnego, ale tyle samo – a nawet o minutę krócej – czasu mogli się nacieszyć tym wyrównaniem goście. W 73. minucie bowiem na 2:1 gola zdobył Łukasz Sekulski, dla którego było to drugie trafienie sezonie. Warte podkreślenia jest, iż dwie asysty zanotował Rafał Wolski.
Ten mecz można było spokojnie włączyć dopiero w samej końcówce. A w zasadzie to w doliczonym czasie gry. Radomianie po raz drugi w sezonie zamknęli mecz po 90. minucie i po raz drugi uczynił to Maurides. Jakby tego było mało, po raz drugi zrobili to grając w przewadze. Jednakże tym razem rywale z Wrocławia kończyli mecz w ósemkę – asa kier obejrzeli bowiem najpierw Bejger, Poprawa oraz Verdasca. Brazylijski snajper radomian ustrzelił w tym spotkaniu dublet.
W pełni zasłużone zwycięstwo Rakowa. Gdyby nie Dusan Kuciak, byłoby znacznie wyższe. Niemniej nie da się ukryć, że mecz ten przypominał jakieś starcie w Pucharze Polski ekstraklasowej ekipy z drużyną z klasy okręgowej. Częstochowianie w drugim meczu z rzędu szybciutko – tym razem w szóstej minucie za sprawą trafienia Kuna – objęli prowadzenie i już go nie oddali. Szybko je zresztą podwyższyli – autorem Nowak.
Jeśli ktoś myślał, że gdańszczanie wejdą w drugą odsłonę znacznie lepiej, już na samym początku tejże się pomylił. A to dlatego, że niespełna trzy minuty po przerwie Mateusz Wdowiak – po ekwilibrystycznej asyście Stratosa Svarnasa – podwyższył na 3:0. Wynik nie uległ już zmianie do końca spotkania, a częstochowianie pozwolili gospodarzom na zdobycie gola, ale wyłącznie na spalonym…
Również w pełni zasłużone zwycięstwo Warty. Być może nie tak spektakularne, jak Rakowa, bo nieco bardziej pragmatyczne, ale nie zmienia to faktu, że w pełni zasłużone. Poznaniacy od samego początku do samego końca kontrolowali przebieg spotkania.
Na gola pracowali bardzo ostro, ten się ziścił dopiero w 64. minucie za sprawą trafienia Dimitriosa Stavropoulosa po centrze Grzesika. Od tej pory gospodarze oddali pole gry rywalom, ale Jaga nie potrafiła tego wykorzystać. Raz za razem biła głową w mur i to podopieczni Dawida Szulczka bardziej pracowali na podwyższenie prowadzenia, aniżeli Jaga na wyrównanie. Zresztą zaraz po otwarciu wyniku świetną okazję miał Szmyt, ale nie zdołał pokonać Alomerovicia, chwilę później faulowany w polu karnym wydawał się być Zrelak, ale po interwencji VAR-u sędzia postanowił zmienić decyzję o przyznaniu „jedenastki”.
Ostatecznie mecz zakończył się na dobre za sprawą gola na 2:0 Macieja Żurawskiego. Warta po raz trzeci w tym sezonie zamknęła spotkanie w doliczonym czasie gry – wcześniej w Krakowie i we Wrocławiu. Tym razem uczyniła to w roli gospodarza.
Szczęśliwy remis dla Piasta, nieco pechowy dla Pogoni. Mimo niezłej pierwszej połowy w wykonaniu podopiecznych Jensa Gustafssona, to Piast objął w niej prowadzenie i schodził do przerwy z jednobramkową zaliczką. A uczynił to za sprawą trafienia Rauno Sappinena, dla którego był to pierwszy gol w barwach Piasta. A i – co równie istotne – była to pierwsza ligowa bramka Piasta przeciwko Dantemu Stipicy! We wcześniejszych siedmiu ligowych starciach z Piastem golkiper Pogoni zachowywał bowiem czyste konto.
W drugą połowę gliwiczanie weszli znacznie lepiej niż w pierwszą, ale paradoksalnie stracili w niej bramkę. Zresztą po wyrównaniu już tylko Pogoń potrafiła dochodzić do głosu. Jednakże raziła mocno nieskutecznością, a bohaterem gliwiczan został Frantiszek Plach, który kilkukrotnie ratował swoich kolegów przed utratą gola.
Sprawiedliwy podział punktów po dość sennym widowisku w Legnicy. W pierwszej połowie konkretniejsi byli goście – objęli bowiem prowadzenie w 35. minucie za sprawą trafienia Jakuba Myszora, który zgarnął bezpańską piłkę i uderzył z woleja, nie dając najmniejszych szans golkiperowi rywali.
Z kolei druga odsłona to nieco lepsza gra gospodarzy, którzy wyrównali kilka minut po przerwie – autorem gola Angelo Henriquez, dla którego było to szóste trafienie w sezonie. Do końca spotkanie nic wielkiego już się nie wydarzyło.
W pełni zasłużony triumf ekipy Janusza Niedźwiedzia. O ile pierwsza odsłona była w miarę wyrównana, o tyle w drugiej łódzki beniaminek zdominował lubinian. Najlepszym potwierdzeniem trzy gole gospodarzy. Ale strzelanie zaczęło się w 33. minucie – Martin Kreuzriegler z rzutu karnego pokonał Bieszczada, który wcześniej obronił „jedenastkę” wykonywaną przez Marks Hanouska, ale jeden z partnerów za wcześnie wbiegł w pole karne i stały fragment gry trzeba było powtórzyć.
Prawdziwy koncert Widzewa zaczął się niedługo po przerwie – w 47. minucie świetnym wybiciem piłki idealnie do Jordiego Sancheza popisał się Henricha Ravas, Hiszpan czmychnął w swoim stylu z radarów defensywy Zagłębia, a następnie wyłożył futbolówkę do Terpiłowskiego. Młody gracz bez problemów umieścił piłkę w siatce.
Trzecie trafienie to kapitalne uderzenie zza pola karnego Hanouska, który – można rzec – zrehabilitował się za niewykorzystanego karnego z pierwszej części spotkania. Podopieczni Janusza Niedźwiedzia kontynuują tym samym fantastyczną serię pięciu meczów bez porażki, w których zdobyli łącznie trzynaście punktów na piętnaście możliwych!
Na zakończenie 13. serii gier zwycięstwo Lecha Poznań po całkiem niezłym widowisku w Zabrzu. Już w 4. minucie goście otworzyli wynik po tym, jak spektakularnym strzałem zza pola karnego popisał się Mikael Ishak. Jednakże Górnik bardzo dobrze zareagował na stratę bramki, od razu ruszył do przodu w poszukiwaniu wyrównania. No i to się ziściło niecałe pięć minut później. Faulowany w polu karnym był bowiem Lukas Podolski, a „jedenastkę” na gola zamienił Szymon Włodarzyk.
Druga połowa miała różne fazy. Natomiast nieco więcej z gry miał Lech Poznań. W 66. minucie faulowany w polu karnym został Antonio Milić i tym razem rzut karny wykonał szwedzki kapitan Lecha, który tym samym zanotował dublet. Górnik po straconym golu ponownie zareagował całkiem nieźle, z tą różnicą, że tym razem nie udało się wyrównać. Choć sytuacji ku temu nie brakowało, a kilkukrotnie wykazać się musiał Filip Bednarek.
Górnik od przerwy na reprezentację przegrał więc trzy mecze z rzędu, Lech z kolei jest niepokonany na ligowym podwórku od 18 sierpnia, kiedy to uległ Śląskowi Wrocław.