Miało być 800. zwycięstwo w historii występów na najwyższym poziomie rozgrywkowym, jest druga porażka z rzędu i czwarta w sezonie. Górnik uległ bowiem we Wrocławiu tamtejszemu Śląskowi 1:4.
Podopieczni Ivana Djurdjevicia nieco zaskoczyli. Raz, że zmienili ustawienie – wcześniej zaczynali spotkania czwórką z tyłu, a dziś od początku defensywę wrocławian tworzyło trzech, a w zasadzie w fazie defensywnej pięciu piłkarzy. Jeśli miało to na celu zneutralizować poczynania ofensywne Górnika, chyba się to udało.
Druga sprawa to oddanie gościom z Zabrza futbolówki. Piłkarze Śląska w wielu poprzednich meczach z reguły woleli mieć piłkę przy nodze. Świadczy o tym chociażby średnie posiadanie piłki na poziomie 52%. Dzisiaj wyniosło ono aż 65%, ale na korzyść Górnika.
Można rzec, iż zabrzanie wpadli dziś w pułapkę gospodarzy. To oni w wielu poprzednich meczach długo utrzymywali się przy piłce, budowali sporo akcji do szesnastego metra, ale mieli problemy z konstruowaniem konretnych sytuacji bramkowych. Robili bowiem dużo wiatru, ale do pola karnego. Najczęściej bywali wyrzucani do bocznych sektorów, a potem zmuszeni do dośrodkowań, które najczęściej kończyły się odbiorem rywali.
CZYTAJ TAKŻE >>> Śląsk – Górnik: brak zdecydowanego faworyta czyli… emocje gwarantowane?
Dzisiaj wrocławianie byli mądrzejsi. Potrafili oddać, o czym już wspomniano, rywalom piłkę i czyhali na ich błędy. A tych nie brakowało. Już w 11. minucie wykorzystali nieporadność defensywy gości – samobójcze trafienie zanotował Vrhovec. Niespełna dziesięć minut później kompletnie niepilnowany Exposito podwyższył na 2:0.
W drugiej połowie zabrzanie powoli przejmowali inicjatywę, ale… No właśnie. Nic z tego nie wynikało. Próbowali, tego im oddać nie można. Dużo biegali, szukali kombinacyjnych akcji, ale powtarzały się błędy z pierwszej połowy. A w zasadzie ich kalka, jeśli chodzi o budowanie akcji.
Choć w 55. minucie dostali prezent od gospodarzy i Szymon Marciniak odgwizdał kontrowersyjną „jedenastkę”, którą na gola zamienił Szymon Włodarczyk, który ogólnie zaliczyć dziś niezłą zmianę. Jeśli wydawało się, że wrocławianie będą mieć kłopoty, to tylko na chwilę.
Pod koniec spotkania podopieczni Ivana Djurdjevicia wyprowadzili dwa szybkie ciosy i na dobre zamknęli mecz za sprawą trafień z kontrataków. Pierwszy zakończył się golem Bejgera, a drugi Olsena. Tym samym wrocławianie przełamali się, odnosząc pierwsze zwycięstwo od 10 września, kiedy to również na swoim obiekcie pokonali Lechię.