Czwartym remisem z rzędu „Niebiescy” kończą 2023 rok. Tym razem podzielili się punktami w meczu o sześć „oczek”, z ŁKS-em…
– Zdajemy sobie sprawę, jak ważny to mecz: tak samo, jak poprzednie, ale że jest już ostatnim, to ranga tego spotkania dla nas i przeciwnika jest bardzo wysoka. Już od jakiegoś czasu powtarzamy sobie, że następny mecz powinniśmy wygrać, by dać sobie szansę walki wiosną. Spotkanie w Łodzi jest ostatnie z tej serii. Zwycięstwo da nam szansę realnej walki o utrzymanie – podkreślał ciężar gatunkowy dzisiejszego spotkania szkoleniowiec Ruchu, Jan Woś.
Być może ten ciężar blokował obie ekipy przed zbytnim otwarciem się. Przed meczem zapowiadaliśmy, że można spodziewać się sporej liczby goli, gdyż ŁKS, podobnie jak Ruch, nie stanowi monolitu w defensywie, a w dwóch ostatnich spotkaniach chorzowian padło aż dwanaście goli, a biorąc pod uwagę cztery mecze – siedemnaście, co daje śr. 4,25 gola na mecz.
Niemniej jednak w pierwszych dwóch kwadransach nie obejrzeliśmy zbyt wielu składnych akcji, granie obu drużyn było dość asekuranckie, przypominało pierwsze rundy walk bokserskich. Jednakże nieco uległo to zmianie na początku trzeciego kwadransa, a konkretnie w 31. minucie, kiedy to Engjell Hoti mocnym strzałek z dystansu wpakował piłkę do bramki.
Od tej pory, co może dziwić, to gospodarze bardziej pracowali na podwyższenie wyniku, aniżeli goście na wyrównanie. Dopiero w samej końcówce pierwszej odsłony troszkę się przebudzili, ale mimo to z ich ataków niewiele wynikało. W drugą połowę podopieczni Jana Wosia weszli dużo lepiej, ale ponownie brakowało w ich grze konkretów w finalizacji akcji. Ich akcje wyglądały nieźle, ale tylko do pola karnego.
Przed nim kilkukrotnie groźny strzał z dystansu próbował oddawać Letniowski, który tydzień wcześnie popisał się kapitalnym uderzeniem zza pola karnego na wagę remisu. Niemniej jednak piłkarz wypożyczony z Widzewa nie mógł się odpowiednio wstrzelić. Kiedy Ruch zaczynał mocniej dochodzić do głosu, kibice zadymili racami cały stadion i widoczność była niemal zerowa. Z tego względu piłkarze zeszli do szatni, by poczekać aż cała „mgła” ulotniła się.
Niedługo po tym, jak do tego wreszcie doszło, w polu karnym ŁKS-u miało miejsce przewinienie i Ruch dostał rzut karny. Sytuacja była o tyle kontrowersyjna, że sędzia Krzysztof Jakubik musiał obejrzeć ją ponownie na monitorze VAR. I okazuje się, że słusznie, bo finalnie odwołał pierwotną decyzję o odgwizdaniu „jedenastki”. Natomiast w 88. minucie Przemysław Szur pięknym strzałem głową wyrównał stan gry – pachniało bowiem takim rozwojem wydarzeń.
ŁKS Łódź – Ruch Chorzów 1:1 (1:0)
Gole: 31’ Hoti – 88’ Szur
ŁKS: Bobek – Szeliga, Gulen, Flis, Głowacki – Hoti (85. Małachowski), Mokrzycki, Louveau, Zając (61. Pirulo) – Ramirez (72. Młynarczyk), Tejan (72. Jurić)
Ruch: Kamiński – Bartolewski, Sadlok, Szur – Moneta (64. Steczyk), Swędrowski, Podstawski (46. Starzyński), Kasolik (64. Michalski) – Letniowski, Kozak (73. Foszmańczyk) – Feliks (64. Pląskowski)
Jan WośJuliusz LetniowskiPKO EkstraklasaPrzemysław SzurRuch Chorzów