Punkt BBTS Bielsko. I to w meczu z nie byle kim.
Dosyć nieoczekiwanie, pierwszy set był niezwykle wyrównany. Były nawet momenty, w których to bielszczanie obejmowali kilkupunktowe prowadzenie. Skra odrobiła, gdy na zagrywkę wszedł Karol Kłos. Punkt na 15:15 zdobył asem serwisowym. Później drużyny walczyły punkt za punkt, aż w końcówce Skra odskoczyła. Popisali się Mateusz Bieniek i Dick Kooy. Holender skończył ostatnie dwa ataki, które dały bełchatowianom zwycięstwo w pierwszej partii.
Drugi set był równie wyrównany i znowu wygrała go Skra. Co ciekawe, chociaż bełchatowianie wygrali 25:22, zdobyli mniej punktów niż Bielsko. Gospodarze mylili się aż 12 razy. Najwięcej, bo cztery punkty zdobył Filippo Lanza. Skuteczności brakowało Aleksandarowi Atanasjieviciowi. Zakończył partię z ujemną skutecznością.
Kiedy w trzeciej partii wydawało się, że bełchatowianie wypracowali przewagę, która pozwoli im na spokojne zakończenie meczu, gospodarze zdobyli cztery punkty z rzędu. Meczbola PGE Skra serwowała po asie Lukasa Vasiny. Bielszczanie obronili oba i do rozstrzygnięcia rywalizacji potrzebne były przewagi, w których okazali się lepsi.
Łatwy nie był również czwarty set. Skra nie grała źle, ale bielszczanie ze wszystkich sił starali się doprowadzić do tie-breaka. W końcówce zdobyli cztery punkty z rzędu i doprowadzili do tie-breaka. Dla bielszczan to duże osiągnięcie. Zdobyli punkt w meczu z drużyną dużo mocniejszą od siebie.
BBTS Bielsko – PGE Skra Bełchatów 2:3 (22:25, 22:25, 27,25, 25:22, 8:15)