To miał być rewanż za inaugurację, kiedy Ruch pierwszy objął prowadzenie, a i tak uległ Zagłębiu. To miało być wreszcie upragnione przełamanie „Niebieskich”, bo ostatni raz zwyciężyli oni dopiero pod koniec lipca z ŁKS-em. Niestety nie było, choć emocji ponownie nie brakowało.
Ruch do około 78. minuty był bezbarwny, powtarzalny, ale w tym raczej pejoratywnym tego słowa znaczeniu, bił bowiem głową w mur. Zagłębie w destrukcji nienaganne, jedynie może za bardzo się cofnęło, aż padł gol kontaktowy.
Troszkę przypadkowy, ktoś mógł powiedzieć, że zupełnie nic nie zapowiadało takiego rozwoju wydarzeń i mógł mieć rację. A to, jak „Niebiescy” poczuli krew, to już inna sprawa. Wyczuli moment, wiedzieli, że mogą jeszcze ukąsić i to uczynili.
Miał nosa do zmian trener Woś. Zarówno Feliks, który dał kontakt, jak i Letniowski, który strzelił na wagę podziału punktów zameldowali się na placu gry z ławki.
Fornalik zaś zmianami chyba nie pomógł ekipie. Można gdybać, co by było, gdyby Wdowiak czy Poletanović opuścili boisko nieco później. Niemniej to nic już nie da. Remis jest remis.