W poprzednich latach nie ma co ukrywać, że dopisywało nam też szczęście. W tym sezonie lekko nas opuściło – uważa prezes Ruchu, Seweryn Siemianowski.
Siemianowski udzielił ciekawego wywiadu serwisowi Goal. pl, w którym odniósł się między innymi do obecnej sytuacji Ruchu Chorzów w tabeli.
– Tak naprawdę nie mieliśmy założeń związanych z tym, że po konkretnej liczbie kolejek spodziewaliśmy się danego bilansu punktowego. Na pewno jednak matematycznie jest ich aktualnie mało i to nie podlega dyskusji. W poprzednich latach nie ma co ukrywać, że dopisywało nam też szczęście. W tym sezonie lekko nas opuściło. Przypuszczam jednak, że suma szczęścia prędzej czy później się też wyrówna. Najważniejsze jest jednak to, aby pomóc szczęściu, wykorzystując sytuacje, które się ma i wyciskać z nich ile się da. Dzisiaj nie wystarczy już to, aby dawać z siebie 100 procent, ale trzeba jeszcze więcej. Jeśli tak będzie, to na końcu musi to dać sukces w postaci zrealizowania przez nas celu – tłumaczy.
Prezes „Niebieskich” nie ukrywa, że utrzymanie się w elicie będzie bardzo trudnym wyzwaniem.
– Biorąc pod uwagę nasz aktualny bilans i to, ile musimy meczów wygrać, zdaję sobie sprawę, że według wielu głosów możemy być pewni spadku. Też zdawaliśmy sobie sprawę, że nie wszystko wyglądało tak, jak sobie wyobrażaliśmy, więc zareagowaliśmy. Trzeba było coś zmienić, nie chcąc czekać bezczynnie na to, aż może zostać zmarnowane to, na co tak długo pracowaliśmy. Średnia punktów musi ulec poprawie i to nie ulega wątpliwości. W każdym razie nikt w klubie nie posługuje się sformułowaniami typu: spadek czy degradacja. Dopóki piłka w grze wszystko jest możliwe i będziemy walczyć do końca – przekonuje Siemianowski.
– Sami zawodnicy muszą uwierzyć w to, że są w stanie wygrywać. To powinno być hasło przewodnie w szatni. Nie możemy już teraz myśleć tylko o punktowaniu. Trzeba się skoncentrować na tym, aby regularnie zacząć zwyciężać. Trzeba grać odważnie, nie bać się kontr i zacząć brać ciężar gry na siebie. Tylko to może dać oczekiwany efekt dla drużyny. Trener musi w zawodników wszczepić DNA zwycięzców – dodał.