Spokojne zwycięstwo Rakowa okupione urazami. Częstochowianie nie dali Radomiakowi żadnych szans, ogrywając go 3:0, choć dla sztabu medycznego Rakowa mecz ten się przedłużył…
Przypomnijmy, iż „Medaliki” podchodziły do dzisiejszego spotkania po niezbyt dla nich udanym wyjazdowym maratonie ligowo-pucharowym. Podopieczni Dawida Szwargi przegrali dwa mecze – w Bergamo i ostatnio w Poznaniu, a triumfowali tylko raz – w Gliwicach z Ruchem.
Niemniej jednak dziś wrócili na swój teren, gdzie z reguły nie tylko nie przegrywają, ale także nie tracą wiele bramek. W ostatnich 23 meczach w roli gospodarza częstochowianie zachowali piętnaście czystych kont (65,2%).
Gola u siebie tracą bowiem co 172,5 minuty gry, na co złożyło się raptem dwanaście straconych bramek we wspomnianych 23 grach.
Dziś do Częstochowy zawitał Radomiak, który w delegacji spisywał się do tej pory w kratkę – dwa triumfy i trzy porażki w pięciu meczach. Nie da się ukryć, że pomimo natłoku meczów faworyt był tylko jeden. Zresztą lepszego rywala na przełamanie częstochowianie mieć nie mogli. Odkąd wrócili na najwyższy poziom rozgrywkowy, mierzyli się przeciwko Radomiakowi cztery razy – dwukrotnie z tych starć wychodzili zwycięsko i dwukrotnie dzielili się punktami.
Raków rozpoczął dzisiaj tak, jak kilka dni temu w Poznaniu. Już kilkadziesiąt sekund po rozpoczęciu Tudor zagrywał do Plavšicia, ale to akurat im nie wyszło. Wyszło natomiast „dopiero” w trzeciej minucie, kiedy Gustav Berggren oddał strzał z ostrego kąta, golkiper Radomiaka zdołał piłkę odbić, ale ta wyładowała pod nogami Bogdana Racovitana i częstochowianie bardzo szybko objęli prowadzenie.
Kilkanaście minut później mogło być 2:0, kiedy to Fabian Piasecki dostał piłkę na wolne pole za plecami defensorów gości, popisał się piękną podcinką, ale okazało się, że gol nie może zostać zaliczony. Były piłkarz Śląska Wrocław, który przed rokiem przeciwko Radomiakowi zdobył gola sezonu, był na pozycji spalonej.
Do 43. minuty wszystko układało się po myśli gospodarzy aż – wydawało się – poważnej kontuzji doznali Srdjan Plavšić, któremu nienaturalnie wygięło się kolano przy próbie wślizgu, a także Adnan Kovačević. Serb potrzebował kilku minut i na szczęście wrócił do gry w doliczonym czasie gry pierwszej odsłony. Natomiast stoper Rakowa wrócił do gry, ale po przerwie został w szatni. Chwilę po zmianie stron jednak zmieniony musiał zostać również Plavšić. Prawdopodobnie sztab Rakowa wolał dmuchać na zimne i serbskiego wahadłowego zmienił Dawid Drachal, mający ostatnio bardzo dobry okres.
W 60. minucie kapitalną wrzutkę w pole karne z rzutu wolnego wykorzystał ponownie Racovitan. Obrońca Rakowa notując dublet, podwyższył prowadzenie strzałem głową. Częstochowianie tym samym mogli kontynuować to, co lubią najbardziej, czyli spokojne wyczekiwanie na błędy rywala, a następnie szybkie przechodzenie z obrony do ataku.
Na niespełna dziesięć minut przed końcem podstawowego czasu gry Raków ponownie zdobył gola po stałym fragmencie gry, ale tym razem egzekutorem był John Yeboah, dla którego było to premierowe ligowe trafienie w sezonie.
W doliczonym czasie gry karnego na bramkę mógł zamienić Fran Tudor, ale przegrał pojedynek z golkiperem Radomiaka, Albertem Posiadałą.
Raków Częstochowa – Radomiak Radom 3:0 (1:0)
Gole: 3’, 60’ Racovitan 82’ Yeboah
Raków: V. Kovačević – Rundić, A. Kovačević (46. Sorescu), Racovitan – Plavšić (48. Drachal), Koczerhin, Berggren, Tudor – Nowak (89. Cebula), Kittel (71. Yeboah) – Piasecki (71. Zwoliński)
Radomiak: Posiadała – Abramowicz, Cestor, Luizao, Grzesik – Kaput, Donis (69. Rocha) – Machado (54. Castañeda), Wolski, E. Semedo – Henrique
Adnan KovačevićBogdan RacovitanDawid SzwargaJohn YeboahPKO EkstraklasaRaków CzęstochowaSrdjan Plavšić