Piłkarz Ruchu Chorzów wygląda jakby stoczył walkę w MMA.
Jakub Myszor zaliczył nietypowy debiut w barwach Ruchu Chorzów podczas wyjazdowego meczu z GKS Tychy, zakończonego zwycięstwem 1:0. Jego występ trwał zaledwie 25 minut i zakończył się wizytą w szpitalu.
Czytaj także: Było gorąco. Tak Ruch pokonał GKS Tychy.
Skrzydłowy, wypożyczony z Rakowa Częstochowa, doznał kontuzji po zderzeniu z Mateuszem Hołownią. Efektem starcia była „potężna śliwa” wokół prawego oka i sześć szwów. „Pamiętam tylko zderzenie głowami. Od razu rzuciłem do naszych fizjoterapeutów, że chcę dalej grać, ale nie było to możliwe,” relacjonował Myszor.
Mimo urazu, piłkarz cieszył się ze zwycięstwa drużyny. „Byłem w karetce, oglądałem grę na telefonie w szatni, podczas drugiej połowy byłem w szpitalu i mocno się stresowałem tym meczem,” przyznał.
Myszor żartobliwie skomentował swój wygląd po kontuzji: „Wyglądam, jakbym wczoraj wieczorem odbył walkę w KSW.” Jednocześnie podkreślił, że to już czwarty raz, gdy doznaje urazu głowy podczas gry w piłkę.
Zawodnik ma nadzieję wrócić do treningów w czwartek, a w niedzielę zagrać przeciwko Miedzi Legnica. „Mam nadzieję, że w okolicach czwartku – gdy tylko oko się otworzy i szwy będą do zdjęcia – wrócę do treningu, a już w niedzielę z Miedzią będzie okazja zagrać i pokazać się kibicom,” zapowiedział optymistycznie.
Mimo pechowego debiutu, Myszor pozostaje pozytywnie nastawiony i gotowy do dalszej gry dla Ruchu Chorzów.