Patryk Dziczek skomentował na gorąco swój debiut w narodowych barwach.
– Ciarki przeszły, bo spełniło się moje marzenie. Od początku kariery wierzyłem, że trafię do pierwszej reprezentacji Polski. Moja droga do tego celu była kręta, utrudniły ją problemy zdrowotne, ale teraz mogę się uważać za najszczęśliwszego człowieka na świecie. Gdyby mi ktoś powiedział miesiąc temu, że zadebiutuję w seniorskiej kadrze Polski, sam bym w to nie uwierzył.
– Przez pierwsze pół roku siedziałem w domu i mogłem tylko wychodzić na spacery. Prowadziłem życie emeryta, ale w końcu zacząłem indywidualne treningi. Rok pracowałem z Michałem Puchałą i cały czas wierzyłem, że uda mi się wrócić na boisko na dobry poziom. Udało się, wiara wyszła mi na dobre. W ciężkich momentach byli ze mną bliscy. Chodziłem zdenerwowany, gdy już miałem dobre wyniki badań, lecz brakowało mi zgody na grę. W końcu ją jednak dostałem i cieszę się futbolem. I to teraz wyjątkowo, bo mam za sobą debiut w kadrze, i nadzieję, że przed sobą dopiero wiele pięknych momentów w koszulce z orzełkiem na piersi.
– Po środowym treningu dostałem informację od trenera, że gram od początku i nastawiłem się odpowiednio psychicznie. Mieliśmy trzymać środek pola z Bartkiem Sliszem, jeden z nas miał tu cały czas być. Wiedzieliśmy, że Wyspy Owcze lubią zagrać szybko, wyjść z kontrą. Taka wymienność: ja idę wyżej, to Bartek zostaje lub odwrotnie. Grę ofensywną zostawialiśmy kolegom, których trzeba było zabezpieczać.
– Jestem bardzo szczęśliwy, że na świat przyszła mi córeczka. Nic lepszego chyba nie mogło mnie spotkać. Córcia rośnie, jest zdrowa, cieszę się niezmiernie. Debiut w reprezentacji Polski po takich przygodach ze zdrowiem traktuję jako nagrodę za walkę i upór. Warto wierzyć w marzenia.