Remisem zakończył się premierowy mecz Piasta Gliwice z Aleksandarem Vukoviciem u steru. Gliwiczanie podzielili się bowiem punktami w Kielcach z tamtejszą Koroną i nie jest niewykluczone, że gdy 15. seria gier dobiegnie końca, będą w strefie spadkowej…
Debiut i od razu mecz pełen podtekstów. W końcu nowy szkoleniowiec Piasta Gliwice zmierzył się dzisiaj przeciwko swojej byłej ekipie, w której barwach rozegrał ponad 70 meczów. Jakby tego było mało, grał wówczas pod wodzą obecnego szkoleniowca Korony – Leszka Ojrzyńskiego. – Myślę, że także w Koronie, z którą przyjdzie nam rywalizować już w sobotę, także potwierdzą moje zaangażowanie – mówił Vuković, cytowany przez oficjalną stronę klubu.
Niemniej nie było mowy o jakichkolwiek sentymentach. Zarówno Piast, jak i Korona potrzebują na dziś punktów niczym tlenu. W końcu w tabeli mają po tyle samo „oczek”, gliwiczanie są wyżej tylko ze względu na lepszy bilans bramkowy. Choć może się to zmienić w przypadku jutrzejszego ewentualnego triumfu Lechii Gdańsk.
Starcie z Koroną rozpoczęło się dość spokojnie. Żadna ze stron nie zamierzała jakoś specjalnie przejmować inicjatywy. Po jednym stałym fragmencie wykonały obie ekipy, ale nie wyniknęło z nich nic wielkiego. Ciekawiej zaczęło się robić dopiero na początku drugiego kwadransa.
W 16. minucie błąd przy wyprowadzeniu piłki popełnił Ariel Mosór, który wrócił do składu, ostatni raz wystąpił bowiem nieco ponad trzy tygodnie temu w meczu z Rakowem Częstochowa. Były piłkarz Legii Warszawa wybił piłkę wprost pod nogi pressującego go Dawida Błanika, który podał do Jakuba Łukowskiego, a ten bez większego problemu pokonał Frantiszka Placha.
Do końca pierwszej odsłony sytuacja nie uległa zmianie. Piast przejmował inicjatywę, wymieniał sporo podań, ale większość z nich była adresowana do boku. Stamtąd gliwiczanie posyłali dośrodkowania w pole karne, które zazwyczaj lądowały łupem defensorów Korony.
W drugiej połowie wyglądało to bardzo podobnie. Ilekroć goście próbowali zagrozić bramce rywali, czynili to za pomocą dośrodkowań. W środkowej części boiska nie potrafili wymienić kilku składnych podań. Jedyne, co ratowało ich w posiadaniu piłki to podania w poprzek. Jednakże z minuty na minutę wrzutki te stawały się coraz groźniejsze.
Około 60. minuty dobrze wrzucał Arkadiusz Pyrka. Adresatem tego zagrania był Kamil Wilczek, który nieznacznie się pomylił, oddając niecelny strzał głową. Kilka minut później Pyrka oddał groźny strzał, a może nawet płaski centrostrzał, ale piłka również minęła bramkę.
Dopiero w 77. minucie po dośrodkowaniu Alexandrosa Katranisa piłka wylądowała na nodze Kamila Wilczka, który tym razem umieścił piłkę w siatce. Było to piąte trafienie w sezonie byłego goleadora z Kopenhagi. Po tym jak mecz zaczął się od nowa, mógł się potoczyć w dwie strony. Zarówno jedni, jak i drudzy mieli swoje okazję. Choć najlepszą z nich miał w samej końcówce doliczonego czasu Bartosz Śpiączka, którego zatrzymał Frantiszek Plach.
Przypomnijmy, iż Piast czeka na konkretne przełamanie od 5 września. Wtedy to ostatni raz odniósł zwycięstwo, pokonując ostatnią w tabeli Miedź Legnica. Za tydzień gliwiczanie zagrają u siebie z Wartą Poznań.