Górnik Zabrze w ramach 14. kolejki PKO BP Ekstraklasy zremisował bezbramkowo w Grodzisku Wielkopolskim przeciwko Warcie Poznań. Tym samym przerwał swoją passę jedenastu meczów z golem z rzędu.
Remisem tym przerwał również niechlubną serię trzech porażek z rzędu. Przypomnijmy, iż zabrzanie po przerwie reprezentacyjnej ponieśli trzy porażki – z Zagłębiem, Śląskiem oraz Lechem Poznań. Kibice Górnika mieli więc nadzieję, że ich ulubieńcy rozpędzeni czwartkowym triumfem w Pucharze Polski zdołają przerwać tę serię. Tak też się stało.
Niemniej można było spodziewać się lepszego rezultatu. Jak pisaliśmy wczoraj, Górnik zdecydowanie lepiej w obecnych rozgrywkach radzi sobie w meczach wyjazdowych, zaś Warta na swoim obiekcie jest jedną z najgorszych drużyn w lidze.
Inna sprawa, że w ostatnich meczach poznaniacy zdobywali kolejno zero lub dwie bramki – 0 z Widzewem, 2 z Cracovią, 0 z Lechią, 2 z Zagłębiem, 0 z Lechem, 2 ze Śląskiem, 0 z Legią, 2 z Jagą. Według tejże statystyki, dzisiaj warciarze mieli nic nie ustrzelić.
Zabrzanie z kolei do dzisiaj mieli serię jedenastu kolejnych meczów, w których zdobywali przynajmniej jedną bramkę – od meczu z Cracovią na inaugurację zdobywali gola w każdym spotkaniu, w tym we wszystkich meczach wyjazdowych. Obecnie drużyną, która na ten moment zdobywała gole we wszystkich meczach w delegacji pozostaje Lech Poznań.
Bezbramkowy remis wcale nie musiał się ziścić. Obie drużyny miały swoje okazje, choć kibice zgromadzeni na trybunach oraz przed telewizorem musieli wykazać się niemałą cierpliwością. Najpierw świetnej sytuacji do objęcia wyniku nie wykorzystał Adam Zrelak, a niedługo później gola do szatni mógł po świetnym kontrataku zdobyć Kenji Okunuki.
Zabrzanie po zamieszaniu we własnym polu karnym odzyskali piłkę, wyszli z szybkim atakiem, Japończyk popędził ile sił w nogach, ale ostatecznie mimo przewagi trzech na jednego, oddał niecelny strzał, choć aż prosiło się, aby podał do lepiej ustawionego kolegi.
Trzeba przyznać, że nie był to udany występ japońskiego piłkarza. W grafice przedmeczowej mogliśmy zauważyć, iż miał wystąpić dziś na pozycji fałszywego napastnika, choć z reguły schodził na prawe skrzydło. Przez 67 minut miał 34 kontakty z piłką, zaliczył 16 celnych podań (celność na poziomie 88,9%), wygrał raptem trzy pojedynki z ośmiu i zanotował siedem strat.
Nie da się ukryć, że obu drużynom brakowało dziś konkretów w finalizacji akcji. Obie konsekwentnie starały się budować akcje od tyłu, wymieniali sporo krótkich podań, nie brakowało walki w środku pola, ale wszystko, co najlepsze, działo się do pola karnego. Najlepszym tego potwierdzeniem – statystyka celnych strzałów. W całym meczu obejrzeliśmy tylko jeden takowy.
Choć zabrzanie byli bliżsi objęcia prowadzenia. A nawet to uczynili, ale sędzia – z całą słusznością – odgwizdał spalonego. Amadej Marosa wrzucił piłkę w pole karne na głowę Szymona Włodarczyka, młody snajper umieścił futbolówkę w siatce, ale asystent wcześniej był na pozycji spalonej.
Niezłą okazję ponownie miał Adam Zrelak, i również po dośrodkowaniu w pole karne, ale został uprzedzony przez jednego z defensorów Górnika. Rezultat do samego końca nie uległ już zmianie. Tym samym zabrzanie przerwali serię trzech porażek z rzędu, piąty raz w obecnych rozgrywkach dzieląc się punktami.