Nie taki wicelider straszny, jak go malują. Górnik po kapitalnym meczu wreszcie się przełamał, ograł bowiem Widzew Łódź 3:0. Tym samym odniósł upragnione historyczne 800. zwycięstwo na najwyższym poziomie rozgrywkowym!
Do Zabrza przyjechał Widzew, można się było więc spodziewać dobrego meczu. Zarówno na boisku, jak i na trybunach. Od dłuższego czasu mówiło się bowiem o prawdopodobnym rekordzie, jeśli chodzi o frekwencję przy ul. Roosevelta. Już wiemy, że choć kompletu publiczności nie było, frekwencja była całkiem okazała – dzisiejszy triumf zabrzan oglądało na żywo aż 19493 kibiców!
Druga sprawa – do Zabrza przyjechał wicelider, który od wielu tygodni zachwyca swoją grą. Pamiętając o tym, że w meczach z udziałem Górnika pada w tym sezonie całkiem spora liczba goli (śr. 3 na mecz), teza o miłym dla oka meczu, wydawała się być całkiem zasadna.
Małym zmartwieniem zabrzan mógł być fakt, że łodzianie znakomicie sobie do tej pory radzili w meczach wyjazdowych. Gdyby wziąć pod uwagę wyłącznie mecze w delegacjach, Widzew przed tą kolejką byłby liderem. A, jak dobrze wiemy, Górnik z kolei do tej pory niezbyt dobrze sobie radził w roli gospodarza. W siedmiu meczach odniósł (do dzisiaj) tylko jedno zwycięstwo.
– W poprzednich meczach u siebie mieliśmy dużo sytuacji, dobrze zagraliśmy czy to ostatnio z Zagłębiem, Lechem, czy wcześniej ze Stalą Mielec, ale nic nam to nie dało. Chcielibyśmy tę sportową złość przekuć w pozytywną energię, którą uwydatnimy w kolejnym meczu. Mamy nadzieje. Uważam, że gdybyśmy tragicznie zagrali w dotychczasowych meczach u siebie, byłby duży problem, ale stać nas na to, żeby wreszcie się przełamać, żeby mieć tę pozytywną energię – przekonywał przed dzisiejszym meczem szkoleniowiec Górnika, Bartosch Gaul.
W pierwszą połowę obie drużyny weszły dość spokojnie. Żadna ze stron nie miała zamiaru zbytnio się odsłaniać. Choć to Górnik preferował częściej utrzymywać się przy piłce, Widzew raczej stawiał na grę bez piłki i czyhanie na błędy gospodarzy. Tych w tej pierwszej połowie nie było. Te zdarzyły się natomiast po drugiej stronie.
W 18. minucie dość niespodziewanie prowadzenie objął Górnik. A uczynił to dzięki Szymonowi Włodarczykowi, który oddał znakomity strzał zza pola karnego, nie dając żadnych szans Henrichowi Ravasowi. Nie minęło dziesięć minut i sytuacja się powtórzyła. Tym razem egzekutorem był Lukas Podolski, który przypomniał sobie, jak to jest zdobywać pięknego gola.
To było jego pierwsze trafienie w tym sezonie, ale tylko w lidze. Warto przypomnieć, że mistrz świata z 2014 roku nieco ponad tydzień temu dał zabrzanom przepustkę do 1/8 finału Pucharu Polski, zdobywając w pięknym stylu dublet.
Od tej pory sytuacja uległa małej zmianie. Zabrzanie nie zamierzali już mieć za wszelką cenę piłki. Łodzianie zaczęli przejmować inicjatywę, ale nic wielkiego z tego nie wynikało. Górnik wolał tym razem oddać pole gry rywalom i spokojnie wyczekiwać swoich szans. Był przy tym bardzo cierpliwy.
Tuż przed końcem doliczonego czasu gry pierwszej odsłony przeprowadził kontratak, w którym olbrzymi wkład miał Podolski. Były gracz Bayernu Monachium czy Arsenalu wyłożył piłkę do Włodarczyka i tym razem to młodzieżowiec mógł cieszyć się z dubletu.
Mało kto spodziewał się takiego rozwoju wydarzeń. Widzew w pierwszej połowie stracił tyle samo goli, co w siedmiu poprzednich spotkaniach razem wziętych. Ogółem w pięciu ostatnich meczach przed 15. serią gier Henrich Ravas tylko raz wyciągał piłkę z siatki. Co ciekawe, uczynił to również na Górnym Śląsku – w meczu z Piastem wygranym przez łodzian 2:1.
Dzisiaj zabrzanie byli niebywale konkretni, a przez to zabójczo skuteczni. Ilekroć atakowali, można było spodziewać się, że zaraz podwyższą prowadzenie. W drugiej połowie skuteczność podopiecznych Bartoscha Gaula może nieco spadła, ale wrażenie za to robiła ich gra w destrukcji. Widzew, który przyzwyczaił nas do tego, że nie ma problemu z kreowaniem dogodnych sytuacji, dzisiaj był wyjątkowo bezzębny.
Górnik ze spokojem wszedł w drugą połowę i ze spokojem ją kończył. Widzewiacy dłużej utrzymywali się przy piłce, wymieniali dużo podań, ale wiele z nich było w poprzek, brakowało progresywnych zagrań, z których są znani podopieczni Janusza Niedźwiedzia. A jeśli dochodzili do sytuacji, skutecznie zatrzymywał ich Daniel Bielica.
Tym samym zabrzanie przełamali się i odnieśli 800. ligowe zwycięstwo w historii występów na najwyższym poziomie rozgrywkowym w Polsce!