Co po wczorajszym remisie z Radomiakiem powiedział debiutujący w roli pierwszego trenera Ruchu Jan Woś?
– Ten mecz można by podzielić na dwie części – uważa nowy trener Ruchu Chorzów, Jan Woś. – Pierwsza połowa, słaba w naszym wykonaniu, szczególnie od 15. minuty, gdy przestaliśmy realizować to, o czym głównie mówiliśmy w szatni, czyli by być odważnym. Wyglądało to jednak odwrotnie. Większość zagrań była w stronę naszej bramki – dodał.
Po przerwie Ruch wreszcie ruszył do ataku.
– W drugiej połowie zaczęliśmy grać bardzo ofensywnie, wysoko, oddawaliśmy strzały, nie dopuszczając przeciwnika do jakichś sytuacji. Druga połowa była bardzo fajna. Miejmy nadzieję, że to jest ten kierunek, który obraliśmy. Jednym z celów tego spotkania było nie stracić bramki i liczyliśmy, że jeśli nie stracimy gola, to z biegiem minut będziemy coraz odważniejsi. To udało się realizować – zauważył Woś.
Debiutant nie ukrywał, że czuł po meczu mały niedosyt, gdyż jego podopiecznych stać było na zainkasowanie kompletu punktów.
– Choć chcę też docenić to, co Radomiak grał do przerwy: był bardzo groźny. Wiedzieliśmy dobrze, że ma szybkich skrzydłowych i napastnika, który zdobył już 8 bramek. Nie chcieliśmy grać w obronie niskiej, a w średniej, ale i tak zostawialiśmy zbyt wiele miejsca na bokach. W pierwszej połowie mieliśmy sporo szczęścia, że któraś z tych akcji, szczególnie prawą stroną, nie skończyła się bramką – tłumaczył.
Woś odniósł się również do zmarnowanych okazji Daniela Szczepana, który przy dobrych wiatrach mógł wczoraj ustrzelić nawet hattricka.
– Daniel Szczepan przeprosił wszystkich w szatni. Chwilę wcześniej trafił ze spalonego, zrobił to w fantastyczny sposób. W drugiej sytuacji bramkarz skrócił kąt, zdecydował się na minięcie, ale chyba piłka mu uciekła, dostał kartkę. Szkoda tej sytuacji. Musimy od niego wymagać, by akurat taką sytuację wykorzystał. Nie ma zbyt wielu zdobytych bramek. Prócz tego, co Daniel robi fantastycznie – walczy, biega – musi też strzelać bramki – wyjaśnił.
Na koniec odniósł się do obecnej, trudnej sytuacji „Niebieskich”.
– Jako zawodnik nieraz byłem w takim położeniu: zdarzały się długie serie bez wygranych i ważne jest, by piłkarze przestali o tym myśleć. Zapomnieli o tym, co było, stali się odważniejsi w tym, co robią, skupili tylko na najbliższym meczu. Nawet jeśli nie od początku zrobią to wszyscy, to niech jeden zacznie, potem dołączy drugi… To się udało. Skupiliśmy się też na pewnych elementach taktyki. W pierwszej połowie nie byłem zadowolony, ale druga zatarła to wrażenie. Pokazała, że w tym zespole jest potencjał. Można było zauważyć, że nie gra tego, co jest w stanie grać. Ale punkcik w naszej sytuacji to zbyt mało. By się utrzymać, musimy wygrywać. Zaczęliśmy od zera z tyłu, w kolejnym meczu musimy się skupić też na tym, by coś strzelić – zakończył Woś.