Bardzo mi przykro z powodu tego, co się stało – ubolewał po remisie z Koroną szkoleniowiec Ruchu Chorzów, Jan Woś.
Ruch zagrał dziś dwie nierówne połowy. O ile za drugą odsłonę można go było chwalić, o tyle za pierwszą wyłącznie ganić.
– W pierwszej połowie zupełnie nie realizowaliśmy założeń na ten mecz. Przeciwnik po prostu był od nas lepszy, nie pozwolił nam praktycznie na nic. Druga połowa natomiast pokazała, że potrafimy grać w piłkę, tworzyć sytuacje. Problemem było to, że mimo kilku kontr, które nam fajnie wyszły, nie zakończyliśmy tego meczu. Bramka na 2:0 na pewno by nam pomogła. Stało się coś przykrego, strata gola w 93. minucie – i niestety nie wygraliśmy. Tak jak w przerwie było sporo sportowej złości, tak po ostatnim gwizdku w szatni dominował smutek i żal – przede wszystkim do siebie, że nie potrafiliśmy tego prowadzenia dowieźć do końca – nie krył rozczarowania opiekun „Niebieskich”.
Pierwsza połowa miała być zupełnie inna w wykonaniu chorzowian, a jaki był plan na mecz?
– Na odprawie mówiliśmy, że chcemy wyglądać tak, jak w drugiej połowie z Radomiakiem. Być odważni, kreować sytuacje, bo potrafimy i to pokazuje boisko. Ale pierwsza połowa w naszym wykonaniu była słaba. Plan był zupełnie inny – chcieliśmy grać wysokim pressingiem, lecz po kilku próbach okazało się, że przeciwnik sobie radzi. Niestety, nie potrafiliśmy niczego wykreować, nie byliśmy nawet w stanie odebrać piłki. Chcielibyśmy, by zespół wyglądał tak, jak w drugich połowach tych domowych meczów z Radomiakiem i Koroną – podsumował Woś.
– Szkoda mi chłopaków, szkoda ich zaangażowania, szkoda mi kibiców, którzy dopingowali nas i cały czas czekają na upragnione 3 punkty. Jest ciężko, ale musimy sobie z tym poradzić, bo taki zawód sobie wybraliśmy. Myślę, że jesteśmy w stanie w naszej grupie, moim sztabem, dotrzeć do głów i sprawić, byśmy wyglądali, jak w tych drugich połowach; gdy w ciągu 15 minut przerwy mobilizujemy się i wychodzimy na boisko jako zupełnie inny zespół – zakończył.