Raków Częstochowa zwyciężył w Płocku z Wisłą 2:1. Gole dla częstochowian padły w końcówce meczu.
Przed meczem dużo dyskutowano na temat tego jak do starcia podejdzie Raków. Podopieczni Marka Papszuna po przypieczętowaniu mistrzostwa Polski mogli sobie pozwolić na więcej luzu i tym samym wyciągnąć pomocną dłoń do Wisły, która walczy o utrzymanie w PKO BP Ekstraklasie.
Goście podeszli do pojedynku z częstochowianami pod wodzą nowego trenera-Marka Saganowskiego. „Nowa miotła” w szatni Nafciarzy miała przynieść także dodatkową porcję motywacji. I to się chyba udało, bowiem gospodarze otworzyli wynik meczu w 10. minucie gry. Na listę strzelców wpisał się Łukasz Sekulski. Niedługo później Raków wyrównał, ale sędzia nie uznał bramki. Jego zdaniem napastnik Medalików był na pozycji spalonej. I faktycznie był, tyle tylko, że piłkę podawał mu zawodnik Wisły, a to oznacza, że spalonego nie było. Var jednak nie zareagował i wciąż było 1:0 dla płoczczan.
Nafciarzom udało się dowieść prowadzenie do końca pierwszej połowy, mimo, że to goście przeważali na placu gry. Drugie 45. minut należało już całkowicie do ekipy Marka Papszuna. Piłkarze spod Jasnej Góry długi czas nie mogli znaleźć drogi do bramki Krzysztofa Kamińskiego, ale udało się zrobić w końcówce meczu. I to dwukrotnie! Za come back Rakowa odpowiedzialny był Władysław Koczerhin. Ukrainiec najpierw wyrównał zdobywając gola z dystansu, a zaledwie pięć minut później ustanowił wynik meczu trafiając z ostrego kąta.
Drugi gol dla Medalików całkowicie uciszył nie oddany w pełni do użytku stadion Wisły. Przez 80. minut gry podopieczni Saganowskiego prowadzili 1:0, mimo przewagi przyjezdnych. Raków odwracając wynik meczu odebrał Wiśle nie tylko trzy punkty, ale może i utrzymanie.
Wisła Płock-Raków Częstochowa 1:2
ZOBACZ TAKŻE>>>Pełny stadion Podbeskidzia na hicie kolejki