Patrząc na początek sezonu Górnika Zabrze, chyba nawet jego najwierniejsi kibice nie przypuszczali, że ewentualna wygrana w meczu 26. kolejki z Legią Warszawa pozwoli przeskoczyć tego rywala w tabeli. Albo, że będzie to hit kolejki nie tylko dla warszawskich i śląskich kibiców, ale dla wszystkich fanów Ekstraklasy. Duża stawka, komplet widzów, 29 mistrzostw Polski zdobytych przez obie drużyny i znaczna stawka dla obu stron – lepszego prezentu wielkanocnego nie można było sobie wymarzyć. Wielki Klasyk znów jest Klasykiem nie tylko z nazwy.
Trzy mecze bez zdobytej bramki. Około 200 minut kopania piłki bez celnego strzału. Gol zdobyty dopiero w czwartym spotkaniu sezonu i to w ostatniej minucie. Dziś niewielu kibiców Górnika Zabrze pamięta zapewne, jak zaczynał się ten sezon i jakie myśli musiały przechodzić przez ich głowy, gdy drużyna zdobyła zaledwie sześć punktów w siedmiu meczach, a liczba strzelonych goli wynosiła cztery – nikt w Ekstraklasie nie był mniej skuteczny.
A jednak Jan Urban po raz kolejny udowodnił, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Z zespołu przeciętnego piłkarsko zrobił drużynę zdolną walczyć z najlepszymi w lidze – za słabą wprawdzie, by bić się o medale, ale wystarczająco dobrą, by wygodnie się rozgościć w górnej połówce tabeli. W klubie, w którym zaległości finansowe stały się codziennością, sprawił, że wychodząc na boisko piłkarze o nich zapominali. I przez rok, który 18 marca upłynął od powrotu Jana Urbana do klubu, w którym trzykrotnie zdobywał mistrzostwo Polski, wielu graczy stało się po prostu lepszymi zawodnikami – a to przecież lepiej niż punkty czy miejsce w tabeli pokazuje, jakim jest się szkoleniowcem.
Rafał Janicki? W takiej formie, jeśli zdrowie dopisze, może myśleć o pobiciu rekordu Łukasza Surmy pod względem liczby meczów w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Lawrence Ennali? Wyśmiewany przez niektórych po transferze, a teraz udowadniający, jak wiele potrafi i jak bardzo może pomóc swojej drużynie.,
Soichiro Kozuki? Piłkarz wypożyczony z Schalke, ale z prawem pierwokupu, więc być może da się na nim zarobić.
Adrian Kapralik? Nie trzeba tego nawet komentować, to już teraz wyróżniający się gra całej ligi, będący wiosną w świetnej formie.
Taką wyliczankę z nazwiskami graczy mniej lub bardziej oczywistych można kontynuować, ale i tak doprowadzi ona do jednego wniosku: w Zabrzu piłkarze są lub stają się najlepszymi wersjami samych siebie. I tak, to co dzieje się od połowy rundy jesiennej w Zabrzu byłoby trudne to wytłumaczenia, gdyby nie nazwisko Jana Urbana, który posiada nie tylko duże umiejętności trenerskie, ale i te interpersonalne, które pomagają zażegnać także kryzysy poza piłkarską murawą. Nie tylko te w magistracie, nie tylko te na tle ekonomicznym, ale także te w szatni. Kto jeszcze pamięta, jak wszyscy dopytywaliśmy się trenera Górnika, czy Lukas Podolski jest dla zabrzan obciążeniem na boisku i czy aby jego przerwa w grze nie pomaga w poprawie wyników? Urban tylko się uśmiechał, a potem odpowiedzi udzielił wraz z Lukasem podczas następnych kolejek.
Zaczęliśmy od wspomnienia początku sezonu, zerknijmy więc na wyniki z ostatnich tygodni. Najlepszy zespół 2024 roku? Górnik Zabrze, średnia punktów 2,17. Ostatnie 10 kolejek? Górnik z 20 punktami. Jeśli do kogoś nie przemawia styl gry drużyny Jana Urbana, to liczby powinny ostatecznie przekonać, że Górnik może śmiało patrzeć w górę tabeli, a w meczu z Legią jest wręcz lekkim faworytem, bo przecież klub z Warszawy zdobył po 15 kolejce tylko 17 punktów a w tym roku zaledwie 9, choć przecież rywali miał z dolnej części tabeli. A przede wszystkim gra u siebie, gdzie dał się w tym sezonie pokonać tylko dwa razy i gdzie doping kibiców potrafi go ponieść. Tym razem będzie komplet, na trybunach zasiądzie jeszcze więcej widzów niż w meczach z Ruchem i Lechem, gdy frekwencja też przekraczała 21 tysięcy. Świąteczny poniedziałek będzie więc idealnym momentem, by piłkarze pokazali swoją jakość i ja już teraz nie mogę się doczekać weryfikacji, czy tę prawdziwą próbę ognia lepiej zniosą legioniści i wykorzystają ostatnią szansę, by włączyć się do walki o medale, czy Górnik zaprzeczy mojemu twierdzeniu z tego felietonu, że na grę o najwyższe miejsca jest jeszcze zbyt słaby.
Żelisław Żyżyński, Canal+Sport