Wystarczyło nie tracić kolejnych bramek, Sporting bowiem pomagał, strzelając przeciwko Sturmowi Graz. Niemniej jednak wczorajszy blamaż to kawał solidnej lekcji dla Rakowa, który – miejmy nadzieję – wyciągnie odpowiednie wnioski z tegorocznej europejskiej przygody.
Choć trzeba przyznać, że porażka z Atalantą dowiodła również temu, że dla „Medalików” Liga Europy to wciąż inny piłkarski świat. Świat, do którego częstochowianie zasłużenie weszli, ale który tak samo sprawiedliwie musieli opuścić.
Można mówić o szczęściu i pechu, bo wczorajsze trafienia Atalanty czy pudła Rakowa były wręcz kuriozalne, ale taki jest sport. O ile w tej drodze Rakowa do mistrzostwa i do europejskich pucharów nie było krzty przypadku, o tyle w odpadnięciu również. Bo jeśli zabrakło szczęścia, widocznie Raków mu nie dopomógł.
Sam piłkarski fart bowiem nie wystarczy. Trzeba mieć przy tym solidne fundamenty na czele z jakością poszczególnych formacji. Raków miał okropne trudności ze zdobywaniem bramek – najprawdopodobniej dlatego, że nie ma w swoich szeregach egzekutora klasy europejskiej. Nie dlatego, że miał pecha. Bo jeśli już, to sam na niego zapracował.
– Strzelanie goli nie spoczywa tylko na jednym zawodniku. Będę bronił Łukasza Zwolińskiego. Zagrał co najmniej poprawnie. Był bardzo aktywny, dobrze się poruszał w polu karnym. Miął dwie dobre sytuacje. Myślę, że inni piłkarze też mogli strzelić bramkę – przyznał po wczorajszym blamażu szkoleniowiec Rakowa, Dawid Szwarga.
Wczorajszy mecz może fanów Rakowa boleć podwójnie, gdyż nie dość, że awans wisiał dosłownie na włosku, to wystarczyło, by ich ulubieńcy nie tracili kolejnych bramek. A to, jakby nie patrzeć, była specjalność mistrza Polski, o którym sam Szwarga mówił, że jego podopieczni bronią pola karnego najlepiej w Europie.
Niestety exodus defensorów, nawet wczoraj podczas rozgrzewki trzeba było dokonać zmiany, spowodował, że Raków niemal utracił swą tożsamość. Z destrukcyjnej maszyny przeistoczył się w maszynkę, która zatraciła umiejętności gry w defensywie. Co wczoraj aż nadto było widoczne.
Faktem jest, że samo to, iż Raków dał kibicom emocje do samego końca fazy grupowej to i tak duży wyczyn. Wystarczy przypomnieć, że jeszcze sześć lat temu grał na trzecim poziomie rozgrywkowym, dziś ma na koncie występy w Lidze Europy, w tym historyczny triumf w tejże.
Oby kapitał ten uszanowali w Częstochowie, bo jeśli w przyszłym sezonie nie zdołają zagrać w europejskich pucharach, znaczyć to będzie, że lekcja ta została oblana.