Bartosch Gaul odpowiedział na pytania dziennikarzy przed meczem z Widzewem Łódź. Nie zabrakło pytań o najbliższego rywala, a także o to, czy Górnik może wreszcie zagrać, tu cytat: „jak za dawnych lat”…
– Trzeba do niego podchodzić z szacunkiem. Jest beniaminkiem, działają u niego automatyzmy, jest świetnym kolektywem, ale ma też świetnego Jordiego Sancheza, którego będziemy musieli mieć cały czas pod kontrolą, bo według mnie jest to jeden z najciekawszych napastników w tej lidze. Widać też rękę trenera, bo łodzianie mają swój styl. W defensywie wszyscy są blisko siebie, z piłką zaś nie czują żadnej presji. Jest to dobrze poukładana drużyna już od dłuższego czasu. No i ma dobrą mieszankę mentalną, ma mental głodu beniaminka i odwagę w graniu do przodu. Daje to podstawy, by twierdzić, że będzie to ciekawy mecz.
– Nie będę się okłamywał. Nasze wyniki nie są takie, jakich byśmy sobie życzyli. Czasami jest łatwiej je zaakceptować, jak się zagra słaby mecz, ale się przegra. Ale nie jak się zagra w miarę dobry mecz i czegoś zabraknie tak, jak nam ostatnio czy to szczęścia, skuteczności, czy jak popełnialiśmy jakieś głupie błędy w defensywie. Staram się nie podchodzić do tego emocjonalnie.
– Wszyscy sobie tego życzymy, aby te wyniki były jak za dawnych lat. Nawet jak przechodzimy koło szatni i widzimy tradycję tego klubu to działa to na nas, ale zdajemy sobie też sprawę z tego, że te czasy się zmieniły, sytuacje klubowe również. Robimy wszystko, aby osiągnąć progres, ale musimy też podejść do tego realistycznie, a nie tylko na zasadzie marzycielstwa. Gdyby to było takie proste, dużo klubów nie miałoby takich problemów.
– Rozmawiałem o tej sytuacji z Okunukim. Wyjaśniliśmy sobie tę sytuację oglądając ją jeszcze raz na laptopie. Indywidualnie oraz z drużyną. Mogę zapewnić, że chłopak wyciągnie wnioski, bo ten jego mental japoński jest taki, że raczej przeprasza niż miałby czegoś tutaj bronić. Dla mnie było ważne, aby przed drużyną to powiedzieć, a także jemu samemu, że przy takim kontrataku, jeśli ktoś zdecyduje się na strzał, to musi być bramka. A jeśli nie zdecyduje się na strzał, musi tę piłkę celnie podać. Okunuki się w pełni ze mną zgodził i nic nie trzeba było dodawać. Temat był jasny. Zapewniam, że zawodnik sam był bardzo wściekły na siebie.
– W sytuacji w jakiej byliśmy, liczą się te małe momenty. Jakby spojrzeć na całą minioną rundę w Pucharze to jednak sporo drużyn z Ekstraklasy odpadło już z tych rozgrywek. W naszej sytuacji to, co zrobiliśmy w Katowicach (1/16 finału PP – przyp. red.) nie było łatwe, przegrywaliśmy 0:1, musieliśmy obudzić się w drugiej połowie i to wszystko na pewno dało nam dużo siły, ale też ten remis z Wartą, świadomość, że mogliśmy ten mecz wygrać, choć mieliśmy też w dwóch, trzech sytuacji nieco szczęścia, bo Warta też miała swoje sytuacje. Nie był to dla nas łatwy mecz. Dużo walki, dużo długich piłek.
– Ale cieszy nas to zero z tyłu. Także są to takie dwa małe sukcesy i to nam dużo daje z mentalnego punktu widzenia. Dodam tylko, że nigdy nie miałem takiego poczucia, by ta drużyna się miała poddać. Zawsze chciała walczyć do końca. Zawsze budziliśmy się w drugiej połowie, a i na koniec widać było, że dawaliśmy z siebie wszystko, zawsze chłopaki gonili wynik do końca. Taka postawa daję mi nadzieje na przyszłość.
– Wiemy, że nie jesteśmy tak stabilni w defensywie, jak byśmy tego chcieli, ale chociażby w ostatnim meczu udało nam się zagrać na zero z tyłu. Wiemy, jak groźny potrafi być Adam Zrelak, a nam udało się go kontrolować przez całe spotkanie. Widzę cały czas, że naszą obronę stać na to, aby się ulepszyła, aby wyrobiła automatyzmy. Treningi to jedno, ale do tego potrzebne są też udane mecze. Jak rozmawiam z zawodnikami, to oni są świadomi tego, chcą to pchać do przodu. Nie jest tak, że tylko siedzą i słuchają, co trener mówi, ale robią wszystko, aby to zmienić. Myślę, że uda nam się wyłączyć z gry Sancheza.
– Potrzebujemy przełamania. Musimy wreszcie wygrać. W poprzednich meczach u siebie mieliśmy dużo sytuacji, dobrze zagraliśmy czy to ostatnio z Zagłębiem, Lechem, czy wcześniej ze Stalą Mielec, ale nic nam to nie dało. Chcielibyśmy tę sportową złość przekuć w pozytywną energię, którą uwydatnimy w kolejnym meczu. Mamy nadzieje. Uważam, że gdybyśmy tragicznie zagrali w dotychczasowych meczach u siebie, byłby duży problem, ale stać nas na to, żeby wreszcie się przełamać, żeby mieć tę pozytywną energię.